LIST PIOTRA MIKUCKIEGO DO REDAKCJI "TYGODNIKA PODHALAŃSKIEGO" OPUBLIKOWANY W NUMERZE 44. Z 2.XI.2006 ROKU I PRZEDRUKOWANY PRZEZ MIESIĘCZNIK "npm" W NUMERZE 2/2007

Szanowni Państwo!

W trakcie tegorocznej działalności górskiej w masywie Mont Blanc wraz Ireną Rubinowską, przewodnikiem tatrzańskim, wpinając się na mocno zaśnieżonej, mimo sierpnia, drodze powyżej Tete Rousse do stalowych lin tamtejszej ferraty, zdecydowaliśmy, że po powrocie napiszemy apel w sprawie sposobu ubezpieczania Orlej Perci i innych trudnych szlaków turystycznych w Tatrach. Żadne z nas nie zdążyło tego zrobić przed kolejnym wypadkiem na Orlej, kolejnym śmiertelnym. Ile ich było? Ilu można by uniknąć? Ile razy jeszcze przeczytamy o dwudziestoletniej dziewczynie, która spadła z Orlej Perci pośliznąwszy się po prostu?
Kiedy przemieszczałem się przed rokiem po Orlej w kasku i uprzęży, wpinając się z trudnością do łańcuchów zwanych kłamliwie ubezpieczeniami, witały mnie spojrzenia pełne zdziwienia, ironii i - czasem - nieskrywanej polskiej pogardy. To prawda, moje wspinaczkowe doświadczenia nie wykraczają poza -V, ale Orla nie budzi we mnie wątpliwości: to droga wymagająca autoasekuracji. Mówi mi to zdrowy rozsądek, ocena warunków, szczególnie w deszczu i zalodzeniu oraz przerażający wykaz wypadków, jakże często śmiertelnych.  
Rozumiem księdza Gadowskiego i jego wysiłki, by udostępnić Orlą, ten skarb, innym, ale od tamtych czasów minęło sto lat. To, co było w roku 1906 ubezpieczeniem dla turystycznej elity, którą trudno było wówczas odróżnić od środowiska wspinaczkowego, dziś budzi politowanie i przerażenie. Archaiczne, grube łańcuchy, niedostosowane do nowoczesnych metod autoasekuracji są - dla przeważnie niedoświadczonych amatorów silnych wrażeń, ojców rodzin wymuszających na bliskich rzekomo taternicki wyczyn
i nastolatków chcących zaimponować swym dziewczynom - - fałszywą obietnicą bezpieczeństwa. Niestety - ubezpieczony nie znaczy tu bezpieczny, a elitę zdeterminowanych tatrzańskich turystów, którzy już na wstępie musieli pokonać szereg trudności, aby w ogóle dostać się z głębi kraju do Zakopanego zastąpiła dziś na Orlej masowa turystyka,  bardziej, czy raczej mniej, świadomi miłośnicy gór wabieni niezaprzeczalną legendą drogi, a wprowadzani w błąd pozornie prawdziwą informacją o ubezpieczonym szlaku. Tłumy przemieszczają się po Orlej w obu kierunkach, tworząc zatory i zrzucając kamienie. Trudności drogi przerastają dużą część tych, którzy na niej się znaleźli, ale przecież tak łatwo dziś wezwać śmigło, więc dawno już nie działa czynnik schroniskowej preselekcji.
Nie wiem, co kierowało tymi, którzy - całkiem niedawno - prowadzili remont ubezpieczeń na Orlej Perci. Mieli niepowtarzalną szansę odesłania  żelastwa księdza Gadowskiego do Muzeum Tatrzańskiego i sprawienia, by to, co w obcojęzycznych przewodnikach tatrzańskich nazywa się obłudnie via ferratą, naprawdę się nią stało.
Nie wiem, dlaczego musimy pielęgnować archaiczne i szkodliwe dziś tradycje.
Nie wiem, dlaczego ciągle musi ktoś spadać do Pustej czy Buczynowej, nie wiem, czemu musimy się w Polsce głupio zabijać.
Nie znam nawet imienia tej dziewczyny z Miechowa, która zginęła 15 października na Orlej. Myślę o niej jednak często, tak łatwo się tam pośliznąć. Nie wystarczą apele Rzecznika Pogotowia Tatrzańskiego o ostrożność. Dajmy tym, którzy tęsknią za Orlą Percią, szansę.
Czas na jednoznaczną informację na temat zagrożeń, jakie niesie wędrówka po Orlej.
Czas na umieszczenie na początku szlaków dojściowych tablic ostrzegawczych.
Czas na wprowadzenie rygorystycznie przestrzeganego ruchu jednokierunkowego.
I najważniejsze. Czas na przetopienie łańcuchów na tablicę pamięci ofiar na Pęksowym Brzyzku i prawdziwe ubezpieczenie Orlej stalowymi ferratami umożliwiającymi korzystanie z uprzęży i lonż.
Jeśli nie stać na to Parku, to może sięgnęliby do kasy głosiciele ochrony życia, obecnie przy władzy, może wsparłyby akcję firmy ubezpieczeniowe, może zobaczą w tym interes producenci i dystrybutorzy sprzętu asekuracyjnego, a może któryś podhalański proboszcz chciałby stanąć obok niezaprzeczalnej chwały księdza Gadowskiego.
Mnie na to nie stać. Deklaruję jedynie pierwsze 100 złotych na akcję Orla Perć, Następne Stulecie.

Z poważaniem

Piotr Mikucki
reżyser, nauczyciel akademicki PWSFTviT

 

Warszawa-Łódź-Zakopane, 26 października 2006

 

 

APEL KASIA MAZUREK ORLA PERĆ AUTOASEKURACJA TEKSTY KRONIKA O NAS LINKI KONTAKT
Design: Digital Media Design 2007